Zanim zacznę produkować się na temat moich doświadczeń związanych z samotnym podróżowaniem samolotem z małym dzieckiem na trasie Mediolan – Bergamo/ Poznań – Ławica, to pragnę nadmienić, że wracam do pisania artykułów na bloga. Przez ostatnie dwa lata byłam tak pochłonięta pisaniem e-booków o Mediolanie i życiu we Włoszech, że trochę mi przykro patrzeć, jak to miejsce zarosło chwastami. Bardzo brakowało mi takiego niezobowiązującego pisania, serio!
No, ale do brzegu!
Gdy piszę ten tekst moje dziecko, czyli Federico (zwany przeze mnie Fryckiem, Frycem i Frycusiem – tak, gadam do niego wyłącznie po polsku!) ma ukończone 13 miesięcy. Pierwszy rok życia tego człowieczka był dość intensywny pod kątem podróżowania. Samolotem leciał już jakieś 13 razy (policzyłam na palcach) z czego około 6 razy tylko ze mną.
Otrzymując status matki żyjącej na emigracji, wbiłam sobie do głowy, że moje dziecko musi przyzwyczaić się do latania, bo w końcu po drugiej stronie Europy, czeka na niego stęskniona babcia i druga połowa rodziny. Poza tym chcemy dalej podróżować, niekoniecznie tylko do Polski. W ten sposób Fryc już w pierwszym miesiącu życia zaliczył wesele naszych przyjaciół w Apulii, śpiąc w ochronnych słuchawkach na uszach, podczas gdy starzy szaleli na parkiecie. No, ale wróćmy do tego samotnego latania samolotem z małym dzieckiem.
Nie wiem czy mam tu na pokładzie mamuśki, które bardzo chciałyby polecieć z własnym brzdącem, ale nieco się tym faktem stresują, czy czytają to rodzice, którzy chcieliby poczytać jak to ogólnie wygląda z punktu widzenia praktycznego. Powiedzmy, że moje doświadczenia i wskazówki mogą być uniwersalne dla obojga rodziców, natomiast odczucia to już inna sprawa.
No dobra, to jak to jest gdy matka leci samolotem sama z małym dzieckiem?
O której godzinie lecieć?
Lot z Mediolanu do Poznania trwa około 1,5 godziny. Nie tak strasznie długo zatem, ale trzeba też dodać czas spędzony na lotnisku. Ważna jest oczywiście pora lotu: fakt czy lecicie o bestialskiej godzinie w stylu 6 rano, czy też pozornie spokojnej godzinie 21-ej. Po tych kilku próbach stwierdzam, że jeśli mam wybór, to już nigdy nie zdecyduję się na wczesno-poranne loty (testowane dwukrotnie), bo nie dość, że generalnie jesteś śpiąca wstając o 3 w nocy, to jeszcze masz przy sobie dodatkowy ładunek w postaci dziecka, wózka i miliona innych rzeczy, które musisz ze sobą przetargać na lotnisku i w samolocie. Nie polecam tego rozwiązania, zwłaszcza jeśli to Twój pierwszy lot.
Co zabrać?
Ja to lubię mieć wszystko po kolei, więc umówmy się, że powiem Wam co ze sobą zwykle biorę. Ta lista jest uniwersalna, więc nieważne, o której godzinie lecicie. Moja torba to zwykle: kilka pieluszek na zmianę, podkład higieniczny, mokre chusteczki, rozpinana bluza (łatwiejsza do ściągania), body na zmianę, para długich i krótkich spodni na zmianę, skarpetki (klimatyzacja potrafi dać popalić), lekki, mały kocyk do okrycia, butelka z wodą (jeśli wczesno-poranny lub późno w nocy jest to lot, to biorę butelkę z mlekiem według pory jedzenia Fryca – na pokładzie samolotu bez problemu podgrzewają mleko), ulubiona zabawka i książeczka. I to chyba tyle. W pierwszych miesiącach życia Frycka brałam jeszcze poduszkę do karmienia, bo było mi zdecydowanie łatwiej trzymać dziecko na kolanach, a on sobie smacznie spał na poduszce i wszyscy byli zadowoleni.
Odprawa osobista i bagażu
W tym akapicie włącza się moja część emocjonalna, ale to za chwilę. Przy odprawie bagażu głównego polecam zastanowić się czy chcecie oddać wózek chyba, że macie chustę, której akurat w moim przypadku Fryc zupełnie nie tolerował i póki co nic w tej materii się nie zmieniło. Ja wózek zawsze biorę ze sobą i oddaję go przy wejściu do samolotu. Co do odprawy osobistej, to pamiętajcie, że możecie wnieść ze sobą dodatkową butelkę wody czy odkręcone mleko – są to płyny dla dziedzica, więc nikt ich Wam nie wyrzuci. Poza tym (akurat ja latam Rajanerem) możecie zabrać ze sobą, oprócz własnego bagażu przewidzianego według zakupionego biletu, jedną torbę dla dziecka. Wózek po przylocie samolotu na miejsce jest zostawiany przy schodach obok dziobu, więc można go odebrać bezpośrednio po wyjściu z samolotu. Na niektórych lotniskach wózek jest wrzucany na taśmę wraz z pozostałymi bagażami i można go odebrać w środku (sytuacja mniej wygodna, jeśli podróżujesz sama). Warto też wiedzieć, że na lotnisku w Bergamo najlepiej kierować się do odprawy na taśmie numer 1, gdzie macie pierwszeństwo przejścia z wózkiem i dzieckiem.
Nie powiem, że latanie samej z małym dzieckiem należy do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych. Najważniejsze to przejść etap odprawy osobistej, wejścia i wyjścia z samolotu).
Mam to szczęście, że mój syn praktycznie wszystkie loty przesypia. Nieważne o której lecimy godzinie. Start samolotu działa na niego jak jakaś zaczarowana różdżka do usypiania dzieci. Przynajmniej w kontekście zajmowania dziecka podczas lotu mam luzik, muszę jedynie wytrzymać w tej samej pozycji przez najbliższe 1,5 godziny, aby szanowny książę mógł sobie pospać. Ale do brzegu.
I tu przyszedł czas na część emocjonalną.
Dobrze wiecie Drodzy Rodzice, że ilość bagażu, jaką zabieracie na wakacje z dziećmi przypomina mniej więcej wyprawę na wojnę, jak do okopu tudzież wyprawę na bezludną wyspę, gdzie wszystko może się przydać. Nie inaczej jest w przypadku latania samolotem: torba matki, torba dziecka, dziecko, składany wózek i może poduszka. Mniej więcej 5 elementów składowych. Przy odprawie osobistej sprawa komplikuje się o tyle, że do tego majdanu (Ty sama matka) musisz doliczyć jeszcze zdjęcie butów, swetra, bluzy dziecka, wyjęcie płynów, laptopa itd.
I teraz uwaga skupcie się: mając tylko jedną parę rąk zadanie niekiedy wydaje się abstrakcyjne, biorąc pod uwagę, że coś (zwykle dziecko) musisz odłożyć, żeby wykonać te milion czynności, o które jesteś poproszona. W tej sytuacji może do Ciebie podejść dobra dusza (zdarza się ich bardzo mało – w Polsce są to głównie Matki Polki), która zaoferuje swoją pomoc, możesz sama wyjść z inicjatywą angażowania ludzi do czynów społecznych (to ja), możesz również posłuchać idiotycznych porad obsługi lotniska (dzień dobry Poznań – Ławica), żeby następnym razem nie zakładać stanika z fiszbinami, to nie będziesz piszczeć na bramkach przy odprawie, czytaj: nie będziesz musiała przechodzić 10 razy przez bramkę, i łatwiej będzie Ci robić wszystko jedną ręką! To w końcu przysługa, ta złota myśl rzecz jasna (a w trakcie gdy ją słyszysz marzysz o tym, żeby zabrać już wszystko z taśmy i zapakować dziecko do wózka).
Teraz nie chcę mi się analizować który naród (Polska czy Włochy) wykazuje większę refleksję i chęć pomocy w stosunku do matki samotnie latającej samolotem z małym dzieckiem. To nie o to chodzi, żeby się przepychać, choć mogłabym tu podać sporo smutnych przykładów, których doświadczyłam.
Zachęcam jednak, aby się nie bać (niektórzy naprawdę mają stres, gdy podajesz im dziecko do potrzymania przez 10 sekund) i tej kobicie pomóc, zamiast wyciągać popcorn i zastanawiać się jak ona to zrobi idąc do złożonego wózka obok samolotu, z plecakiem na plecach, torbą w ręku i dzieckiem w ramionach.
Moja mama kiedyś opowiedziała mi taką anegdotę apropo kobiet w ciąży, podróżowania z dzieckiem i podejścia babo radź sobie:
Kiedyś moja mama będąc młodą dziewczyną jechała tramwajem. Obok niej stała kobieta w ciąży, a obok tej kobiety siedział facet. Moja mama zagadnęła do faceta, pytając czy mógłby ustąpić ciężarnej miejsca:
Facet: Gdyby ta Pani się nie pierd*liła, to dziś nie musiałaby prosić się o miejsce.
Moja mama: A gdyby Pana matka się nie pierd*liła, to dziś nie jechałby z nami taki sku*wiel zajmujący to miejsce.
Koniec anegdoty.
Wszyscy najprawdopodobniej byliśmy kiedyś dziećmi samotnie podróżujących matek, więc pamiętajcie o tym, zamiast sięgać po popcorn.
Uściski i szczęśliwej podróży,
Dominika
Po więcej treści i inspiracji zajrzyj na mój Instagram i Facebook
Zdjęcie tytułowe: Photo by Jerry Zhang on Unsplash
Brak komentarzy