Zastanawiałam się przez dłuższy czas jak podsumować ten rok. Myślę, że wydarzyło się wiele nie tylko przez ten rok, ale i przez całe 3 lata odkąd mieszkam w Italii. Jako, że najczęściej lubię kumulować wszystkie myśli pod czaszką, tym razem skorzystam z tej okazji i przeleję je w internety. Może akurat wyjdzie na jaw, że myślimy podobnie i będziemy mogły sobie przybić gromkie haj fajw.
Rok 2017 z pewnością uświadomił mi wiele, ale 3 lata na obczyźnie dały porządnego kopa w dupę, za co jestem bardzo wdzięczna. To prawdziwa ulga – wiedzieć więcej i mniej się przejmować.
Co dał mi rok 2017?
1. Podejście rozwojowe
W 2017 roku miałam okazję przeczytać kilka mądrych książek i jestem z tego dumna, bo luksusu czytania doświadczam w tygodniu niewiele. Jak już dorwę coś w swoje szpony to często zasypiam na drugiej stronie, ale w najlepszym wypadku wkręcam się do ostatniej kropki. Czytając ,,Pstryk” (tak a propo dobrych lektur na rozpoczęcie Nowego Roku) tylko potwierdziły się moje rozterki egzystencjalne. Cieszę się, że w moim życiu (w końcu!) zagościło podejście rozwojowe – to, że czegoś nie umiesz, nie oznacza, że nie możesz się tego nauczyć i co najważniejsze – każdy leszcz w końcu staje się bohaterem. Proces nauki czegokolwiek jest mozolny, wymaga od nas dużo energii i cierpliwości, ale powiedzmy to sobie szczerze – tylko wytrwali spijają śmietankę. W 2017 roku odnalazłam w sobie tę energię, która pozwoliła ostudzić pierwszy zapłon i przestawić się w tryb cierpliwej, konsekwentnej pracy. Pierwsza- lepsza porażka nie jest już w stanie mnie zniechęcić, tylko daje porządnego, motywującego kopa. Dowodem jest dla mnie rok regularnej pracy z blogiem – mojego dziecka, które chcę dalej rozwijać.
2. Black or white
W 2017 roku uświadomiłam sobie, że oddzielanie wartościowych i godnych zaangażowania znajomości od płytkich relacji jest pewnego rodzaju komfortem psychicznym. Przestałam się przejmować ludźmi, którzy wyciągają mięsisty, oślizgły jęzor tylko w stronę korzyści, które może im dać moja osoba. Ci, którzy nagle sobie o Tobie przypomną, bo mają biznes, a potem znowu ulokują Cię głęboko w dupie – tak do następnego razu. Doceniam wartościowe znajomości, a jeszcze większą radochę sprawia mi ich pielęgnowanie.
3. Nastawienie
Nie mów mi, że nie, ale jakie nastawienie takie życie. W 2017 był dla mnie pełen wzlotów i upadków, ale zamiast wyć w poduszkę po prostu otrzepywałam kolana i szłam dalej. Im bardziej się napinałam i zniechęcałam, tym gorzej się to kończyło. Zrozumiałam, że pewne rzeczy warto odpuścić albo po prostu dać króliczkowi wytchnienie i zamiast go gonić, lepiej wybrać się z nim na spacer. Jestem wdzięczna, za każdą pozytywną pierdołę, która staje na mojej drodze, uśmiecham się pomimo przeciwności i idę z cyckiem wypchniętym do przodu. Tak mi jest zdecydowanie lepiej i życie staje się prostsze.
4. Planowanie
Już mówiłam, że jestem totalnym nieudacznikiem planowania? W 2017 spięłam naprawdę tyłek i widzę dobre rezultaty, które z podniesionym czołem przenoszę w Nowy Rok. Nigdy nie byłam zwolennikiem rzeźniczych list zadań, a jak już je zrobiłam, to zwykle wszystko wychodziło na opak. Nauczyłam się planować swój dzień tak, że nie czuje się przeciążona obowiązkami, a zadania z listy odhaczam z satysfakcją. Plan robię krótszy, ale za to bardziej konkretny. Biorę pod uwagę okoliczności, które powodują, że mogę mieć obsuwę i przede wszystkim nie wywieram na sobie presji.
5. Podejmowanie własnych decyzji
Jak na emigrantkę przystało z rodziną widuję się kilka razy do roku. Nigdy nie miałam problemu z tym żeby odessać się od maminego cyca, ale bardziej niż o cyca rozchodziło się o zadowolenie mojej rodzinki. Bardzo przeżywałam kwestię, że mogą nie akceptować moich decyzji. Że jestem zła, bo ich zostawiłam, bo rzadko odwiedzam i może jeszcze planuję nigdy nie wrócić do Polski. No i co w związku z tym? Musiało mi wreszcie coś spaść na głowę w nocy, żeby obudzić się z nowym przekonaniem, że życie jest moje i wybór tego jak chce je przeżyć to wyłącznie MÓJ wybór. Nie mogę świrować z powodu tego, że jestem daleko, bo tak chciało przeznaczenie. Dzwonię, piszę, kiedy mogę odwiedzam. Dbam o nasze relacje i tak jest naprawdę ok. Decydowanie o sobie samej bez wyrzutów sumienia to najlepszy prezent jaki mogłam sobie zafundować.
No to się rozgadałam i przez chwilę poczułam, jak wtedy, gdy miałam 13 lat i pisałam pamiętniczek w zamkniętym pokoju. Ale co, to był rok wartościowych refleksji i kilku ważnych lekcji.
Co dobrze wspominam?
W 2017 było wiele fajnych momentów, które dobrze wspominam. Cieszę się w szczególności z tego, że miałam wiele okazji do podróżowania. Wykorzystywałam większość wolnych chwil na to, aby wyrwać się z miasta;
-zaliczyłam świetny rafting w Dolinie Aosty
-w środku lata taplałam się w śniegu przy Mont Blanc
-pokłóciłam się z kucharzem w Turynie, żeby potem odwiedzić to miasto drugi raz i zebrać materiał na nowy wpis
-zjechałam wzdłuż i wszerz Apulię, byłam na genialnych plażach i jadłam bez opamiętania najświeższe morskie dania
-odkryłam prawdziwy Eden na Ziemi i potwierdzam, że była to (znowu!) Italia
-po raz kolejny odwiedziłam Florencję i zjadłam (kolejną) bisteccę alla fiorentina
-zaliczyłam w Sestri Levante kolację na plaży, tę z cyklu romantycznych. Obyło się bez oświadczyn, ale żyjąc z Włochem mam jeszcze na to kupę czasu.
Poza wyjazdami doceniam ten rok także dlatego, że:
-wypiłam dużo dobrego wina i odkryłam miejsca z fantastyczną kuchnią,
-wzięłam udział w biegu na 10km i nie zatrzymałam się nawet na moment,
-minął rok odkąd rzuciłam palenie, a płuca mam silniejsze niż kiedykolwiek,
-spędziłam tydzień wakacji z moją siostrą pierwszy raz od kilku dobrych lat,
-zabrałam Alberta na polskie wesele i udało nam się wrócić w jednym kawałku, a tak serio- świetnie się bawiliśmy,
-poznałam kilka naprawdę wartościowych osób,
-przystąpiłam do certyfikatu CILS z włoskiego na poziomie C1 i jestem dumna, że potrafiłam zmotywować się do nauki,
-w listopadzie minęły 3 lata odkąd mieszkam w Mediolanie,
-po wielu nieudanych próbach los postanowił wynagrodzić moje trudy i podsumować rok 2017 nową pracą, o którą dawno się starałam.
Nad czym chcę popracować?
Pracy nad sobą nigdy za wiele. W roku 2018 chcę na pewno skupić się na pisaniu i tworzeniu większej ilości tekstów. Ograniczyć internetową przepaść, która często zaprowadza mnie donikąd na kilka godzin, a ten czas wygospodarować na czytanie książek.
Jakie mam plany?
W 2017 roku moje planowanie zdecydowanie się poprawiło, ale to nie oznacza, że skrzętnie organizuję cały rok. Liczę na dużo pozytywnych niespodzianek, a tym czym chciałabym się zająć to na pewno:
-dalszy rozwój bloga,
-kurs sommelierski – moja pasja do wina mnie przerasta, dlatego stwierdziłam, że oprócz doznań smakowych pogłębię swoją wiedzę z zakresu winiarskiego. No i dwa – to musi być przyjemne!
-nowy język – odkryłam w sobie umiejętność i zamiłowanie do języków – w Nowym Roku chciałabym liznąć trochę podstaw z chińskiego.
A jakie są Twoje plany?
Dobrego roku 2018,
Dominika
A teraz czas na Ciebie!
To wszystko, co czytasz jest dla Ciebie i z myślą o Tobie! Spodobało się? Zostaw po sobie ślad:
– w komentarzu, tu na blogu,
– udostępniając i komentując na Facebook’u
Ponadto, spotkasz mnie także na Instagramie, a do bezpośredniego kontaktu zapraszam Cię przez mail: ochmilano@gmail.com
7 komentarzy
Sabina Trzęsiok-Pinna
5 stycznia, 2018 at 8:50 amBardzo intensywny miałaś rok. U mnie było tak sobie, oby 2018 był lepszy. Do Siego Roku!
Och!Milano
8 stycznia, 2018 at 2:28 pmDzięki Sabina! To był intensywny rok, ale w ten wchodzę z zupełnie inną perspektywą i aż nie mogę się doczekać! Tobie też wszyskiego dobrego! I coś mi się wydaję, że w Twoim przypadku też będzie trochę zmian.
Och!Milano
8 stycznia, 2018 at 3:49 pmDzięki Sabina! To był intensywny rok, ale w ten wchodzę z zupełnie inną perspektywą i aż nie mogę się doczekać! Tobie też wszyskiego dobrego! I coś mi się wydaję, że w Twoim przypadku też będzie trochę zmian.
Ruda
5 stycznia, 2018 at 3:42 pmDo kwietnia chcę uczyć się intensywnie włoskiego, bo jadę na 4 dni do Mediolanu właśnie. Albo inaczej – wyjazd weekendowy będzie nagrodą za konkretne uczenie się włoskiego.
Och!Milano
8 stycznia, 2018 at 2:31 pmTrzymam kciuki, żebyś po tym wyjeździe nie zaprzestała szlifowania języka, a nawet – zainspirowała się w Medio! Korzystaj ile wlezie, będziesz miała wiele okazji do gadania. Niech przede wszystkim ta nauka sprawia Ci przyjemność 😉 Pozdrawiam!
Ruda
8 stycznia, 2018 at 4:25 pmDziękuję. Na to liczę. Pamiętam, że gdy byłam w Twoim mieście po raz pierwszy, to miałam za sobą 1 miesiąc uczenia się włoskiego z samouczka… i udało mi się naprawdę dużo rozmawiać 🙂 I wszyscy tak pięknie kłamali, że dobrze mówię po włosku 🙂 Naprawdę już nie mogę się doczekać wyjazdu.
Och!Milano
12 stycznia, 2018 at 10:05 pmHaha, oni zawsze tak gadają. Nie ważne ile umiesz, zawsze będą mówić, że mówisz dobrze 😉 Trzymam kciuki i do spisania! 😉