W tytule wcale nie żartuję, że to przewodnik dla niecierpliwych. Znalezienie dobrej włoskiej restauracji we Włoszech łączy się z cierpliwością i odrobiną pokory. Sama kiedyś rzucałam się na pierwszą lepszą knajpę i to nie tylko we Włoszech. Można iść tropem pustego brzucha albo chwilowo zagryźć zęby, żeby potem trafić na prawdziwe złoto. Mówię Wam – opłaci się potrójnie.
Poniekąd mogłabym ten przewodnik podpiąć pod inne kraje europejskie, ale z drugiej strony każda kultura rządzi się innymi prawami. Bo kuchnia to jedno, a triki na turystę to drugie. W Portugalii na przykład nauczyłam się tego, żeby nigdy nie podjadać czekadełek, które kelnerzy ochoczo przynoszą do stołu przed posiłkiem, ba przed samym podaniem karty. Tą miseczkę czipsów czy oliwek albo kosz chleba zawsze doliczają w tym kraju do rachunku. Może to być knajpa z polecenia, może być z przypadku. Jeżeli nowicjusz nie jest świadom, to później znajduje kosmiczne cyfry na rachunku, które nie wiadomo skąd pochodzą. Ja wiem skąd pochodzą – ze sprytu i bezczelności miła Pani.
Nie dziwiłoby mnie to portugalskie zachowanie, bo przecież we Włoszech jest coperto, czyli opłata wliczona do rachunku za nakrycie stołu i dodatki (tak, jak ten chleb). Z tym wyjątkiem, że Włosi mają w zwyczaju zaznaczyć o tym w menu (coperto compreso/incluso), w Portugalii natomiast uchodzi to za: special gratis my friend. Don’t worry. A potem wielkie UPS!
W Italii znajdziecie wiele lokali, skrywających wnętrza swoich kuchni pod różnymi nazwami. Możecie zjeść elegancką kolację w restauracji, czyli ristorante. Bardziej domową kuchnię (cucina casalinga) w trattorii lub po prostu skorzystać z napitków i przyjemnych, mniej pompatycznych zakąsek i dań w osterii. Pizzerii chyba nikomu nie muszę przedstawiać, bo każdy wie z czym to się je. Lokali i knajp wiele, dlatego oprócz samego nazewnictwa warto dokręcić nasza umiejętność bycia fachowcem w szukaniu dobrych adresów. Zanim zaczęłam podchodzić krytycznie jak Włosi do tego, co ląduje na moim stole sama nadziałam się kilka razy.
1.Panie, nie ma zmiłuj trzeba dreptać
Odwołując się do własnych doświadczeń i artykułu o dwóch Japonkach, płacących za obiad w Rzymie prawie 500 euro stwierdzam, że ludzie sami się o to proszą. Dobra wiem, że nie wszyscy są świadomi, a traktowanie ludzi w powyższy sposób należy do najbardziej obrzydliwych. Ale niektórzy się o to proszą. Zupełnie jak ja kiedyś. Dla odmiany – w Rzymie, 7 lat temu. Byłam wtedy na koncercie Rolling Stones’ów, a na pokładzie towarzyszyła cała, wygłodniała polska rodzina. Moja rzecz jasna. Zamiast poczekać, zamiast przejść się jeszcze kawałek dalej. Jep, lądujemy w barze niedaleko stacji kolejowej na najbardziej mrożonej pizzy świata (nie pamiętam ceny) i małym piwie za 18€. Można? No pewnie, że można. Mogą też ludzie, którym zdarza się publikować w sieci zdjęcia rachunków z Placu Świętego Marka w Wenecji, na którym widnieje cena 20€ za filiżankę cappuccino. Składam rezygnację i zażalenia, że w tych Włoszech tak drogo jest. Mój odruch zrozumienia jest w tym wypadku kompletnie uśpiony. Właśnie w tym sęk, że żeby dobrze zjeść we Włoszech (i ten punkt przypięłabym też do innych miejsc na Świecie) wręcz obowiązkowym jest stronienie od głównych placów, deptaków czy tarasów z widokiem. Miejsc, gdzie turystyka wypala oczy. Po pierwsze zerżną z Was ostatnie euro, po drugie jedzenie nawet w połowie nie przypomina tego, po co przyjechaliśmy do Włoch. Ja wiem, że nogi bolą. Że nie chcę Wam się chodzić i szukać po całym dniu, ale jeśli zależy Wam na czymś dobrym, to pokuście się o jeszcze odrobinę wysiłku i cierpliwości. Całe szczęście, że są teraz blogi i opinie w internecie, które mogą Was poprowadzić. I nie mówię. Są wyjątki knajp w centrum miasta, ale zwykle znajdują się one w jakiś bocznych uliczkach, którymi nie chadzają turyści. Choćbym spuchła wolę wybrać najmniej oczekiwaną dziuplę na drugim końcu miasta niż mieć spaprany posiłek. No i przecież klimat lokalny jest gwarantowany.
2. Powiedz mi, które zdjęcie do Ciebie przemawia, a zdradzę Ci wszystko
Czasy, gdy do Włoch jeździło się jeszcze autokarem. Doba w trasie i dwa wiadra zimnej wody na opuchnięte nogi. Tak kojarzą mi się zdjęcia menu żarcia na wejściu do restauracji we Włoszech – z latami, gdy moi rodzice zabierali mnie w pierwsze podróże za granice z przystankami na mycie zębów, na stacji benzynowej. Człowiek nie miał jeszcze takiego dostępu do informacji, dlatego był zdany na to, czym bodźcował go rynek. Turystyka level hard albo jak kto woli vintage. Dzisiaj mamy portale opiniotwórcze i Instagrama, dlatego nie potrzebuję wiedzieć, że ta kuchnia w taki sposób serwuje makaron, choć i tak wszyscy wiemy, że to zdjęcia zostało ściągnięte z banku zdjęć. I że ten makaron obok makaronu nie leży. Dla mnie kicz i odrzucające paskudztwo.
3. Ciao bella, come sta?!
Nagabywacze sterczący przed wejściem do knajpy mają nie lada wyzwanie żeby przekonać ludzi do wdepnięcia na obiad. Nieważne, że ci ludzie jedli dokładnie 10 minut temu w sąsiednim ogródku. Wymagane cechy do roli: upór, upierdliwość i uśmiech numer trzy. Są i tacy, którzy robią to nieco bardziej dyskretnie powtarzając w kółko to samo do każdego przechodnia, ale zdarzają się i ci, którzy nadciągają z drugiego końca ulicy już z otwartym menu. No, grazie.
4. Godziny otwarcia knajpy
To jest dość ważny punkt, po którym rozpoznacie dobrą knajpę. Nieturystyczne restauracje przestrzegają przerwy w ciągu dnia. Krótko mówiąc pracują do godzin obiadowych, maksymalnie do 14:30 żeby potem otworzyć tylko na wieczorną kolację od 19:00. Niektóre restauracje pracują tylko wieczorem. Jeżeli jesteście we Włoszech zwróćcie na to uwagę i najlepiej, gdy zaplanujecie obiad nieco wcześniej niż dyktuje polski harmonogram. W innym wypadku w grę wchodzą kanapki w sieciówkach albo pizza z baru cięta na kawałki – te opcje też nie zawsze muszą być najgorsze, wystarczy że weźmiecie sobie do serca pierwsze trzy punkty.
5. Menu sezonowe
Dobra włoska restauracja to taka, w której operuje się sezonowymi produktami. Obsługa może być najmilsza na świecie, ale jeżeli nie pracuje na sezonowych produktach to nie ma zmiłuj. Każda pora roku we Włoszech ma swoich ulubieńców, dlatego warto wybierać restauracje, które celebrują tę różnorodność, bo świadczy to tylko o ich miłości do kuchni – a przecież tego właśnie chcemy.
6. Lo Chef oggi consiglia…
W Medio pewnie i poleciłabym Wam iść na obiad w czasie pausa pranzo, gdy wszystkie bary pękają w szwach. To właśnie w tych barach i nie tylko królują wkładki do standardowej karty. Każda szanująca się włoska restauracja tudzież knajpa ma swoją wkładkę, która zmienia się każdego dnia. Są to głównie wkładki na obiad, bo pora kolacji rządzi się już swoimi prawami. Jest wkładka – jest świeżość. Jest świeżość – jest jakość.
7. Czasem wystarczy się rozejrzeć
Najprostszy sposób – wystarczy zajrzeć do restauracji i zwęszyć kto zasiada przy stole. Im więcej Włochów tym lepiej. Wracając do pór posiłków we Włoszech sprawdźcie, gdzie w strategicznych godzinach kumulują się największe kolejki. Reguła idź za tłumem Włochów nigdy mnie nie rozczarowała. Są też teorie, że warto zwrócić uwagę na język menu. Jeżeli restauracja dysponuje menu tylko w języku włoskim to świetnie, z drugiej strony nie możemy totalnie wykluczyć turystyki, nawet jeśli jemy z dala od centrum. Niektóre knajpy (zwłaszcza w dużych miastach) na przestrzeni czasu stają się popularne, bo po prostu dają dobrze jeść i czy tego chcą czy nie, dysponują opisem dań także w języku angielskim.
8. Nieszczęsne coperto
Dokładnie tak, jak pisałam na początku – coperto w nieturystycznych knajpach jest zaznaczone w menu. Lokale turystyczne zwykle tego nie robią, dlatego później można skończyć jak dwie Japonki. Warto o to pytać. Sama kiedyś miałam taką sytuację, gdy coperto nie było uwzględnione w karcie. Zanim złożyłam zamówienie kelner przyniósł mi połowę ogródka warzywnego w postaci marchewek, selera i fenkuła ciętego w słupki z dodatkiem świeżego pieczywa i masła. Już wiedziałam. I faktycznie zapłaciłam za coperto 8€.
Czy we Włoszech zostawia się napiwki?
Szczerze? Od terminu la mancia (napiwek) kompletnie odwykłam we Włoszech. Gdy przyjeżdżam do Polski potem wychodzę na niegodziwą konsumentkę, która nie zostawia napiwków. Ja po prostu już o tym nie pamiętam. Włosi nie zostawiają napiwków i przynajmniej tak, jak żyje na tej włoskiej ziemi, tak nigdy podobnej sytuacji nie widziałam, żeby ktoś procentowo obliczał ile należy się obsłudze i generalnie zostawiał napiwki. Po Włochach raczej spodziewam się tego, że zerkną na rachunek i zwrócą uwagę przy kasie na to, co do końca im się nie zgadza w obliczeniach. Jeżeli chcecie zostawić napiwek zostawcie, jeżeli nie nie róbcie sobie z tego powodów wyrzutów sumienia.
Udanych poszukiwań i godnych włoskich knajp,
Dominika
To wszystko, co czytasz jest dla Ciebie i z myślą o Tobie! Spodobało się? Zostaw po sobie ślad:
– w komentarzu, tu na blogu,
Brak komentarzy