0
+MAPA DOBREJ KUCHNI WŁOSKIEJ LOMBARDIA PODRÓŻE WŁOCHY

Kuchnia lariana w Aquaduulza – jak najpiękniej przeżyć wieczór nad jeziorem Lecco

Miałam iść spać, zrobić sobie przerwę od pisania i myślenia nad blogiem, ale serio nie mogłam się powstrzymać, aby przelać mój zachwyt po ostatniej kolacji nad jeziorem Lecco.

 

Oprócz gastronomii, której smak czuję do dziś na czubku języka, tamtego wieczora przeszła mi przez głowę pewna myśl, a mianowicie: że ej, chyba wjedzie drugi pierścionek zaręczynowy. Bowiem, moje miłe dziewczyny, atmosfera w restauracji Aquaduulza jest tak cholernie romantyczna, że rwanie się do twierdzącej odpowiedzi na widok insynuującego zawartość pudełeczka jest jak najbardziej wskazane. W tej scenerii nie odmawia się nawet kelnerowi.

 

Jak się później okazało, pierścionka nie było, ale kto by się przejmował. Jeden już mam. Moje patetyczne pobudki były zaspokajane przez inne bodźce. Bodźce piękna natury nawołujące z głębi jeziora Lecco.

Kto by pomyślał, że ta mała niepozorna restauracyjka, znajdująca się zaraz obok relatywnie ruchliwej drogi może sprawić, że każda kobieta poczuje się jak milion dolców. I przy tym nie musi mieć na sobie najlepszej kiecki i najdroższej biżuterii. Wystarczy lniana sukienka. Tak, tamta prosto z całego dnia plażowania na kamiennym pomoście. Bez uciskających fiszbin od kostiumu kąpielowego. Totalna wolność i swoboda. Zmierzwione od słodkiej wody i wiatru włosy idealnie wkomponowywały się w swoisty zapach kremu do opalania i skóry ucałowanej przez słońce. Królowo lata, oto jestem!

 

Choć takiej kuchni szukają wszyscy, którzy odwiedzają włoskie jeziora, to nie wiem czy jarałabym się aż tak bardzo, gdyby nie widok, który towarzyszył mi do momentu zachodu słońca, kiedy to wody Lecco przybierały raz fioletowe, raz różowe kolory odbijającego się od nich nieba. Albo te góry. Kompletnie nierealne w swej rzeczywistej formie. Wyglądające na domalowane farbką o barwie leniwej, niebiesko-szarej mgły. Góry – widmo. Instagramowe filtry możecie zacząć odinstalowywać. Nie widzę sensu przychodzić tutaj po zachodzie słońca. Dla sprostowania – o zmroku. A tym bardziej siadać w środku lokalu, jeżeli restauracja ma taki genialny taras. Ale powtarzam: kuchnię to oni mają cudną, zatem na dłuższy postój będzie jak znalazł.

 

Aquaduulza jest przede wszystkim źródłem tego, co zwie się bogactwem jeziora, czyli najlepszą lokalną, słodkowodną rybką. To, co mnie bardzo ucieszyło to fakt, że w karcie można znaleźć także kilka innych dań, charakterystycznych dla regionu Lombardii. Możecie skusić się na ravioli, moje ukochane pizzoccheri, polentę lub dania mięsne. Taki wybór to na pewno dobra opcja na chłodniejsze dni.

 

U mnie wjechał na przystawkę mix ryb (misto di pesce di lago) na zimno, które jadło się według kolejności powtykanych smaków o odpowiedniej kwasowości. Na talerzu lądują kawałeczki okolicznych ryb: pesce in carpione (wybrany rodzaj jeziornej ryby zamarynowanej według okolicznej tradycji) wędzonego pstrąga tęczowego, okonia w delikatnym pomidorowym sosie, kawałeczek mięsistego szczupaka w rozkosznym bajorku z kremu dyniowego. Gdyby tylko zdradzili mi sekret jakich użyli proporcji do zielonej salsy z pietruszki, czosnku i oliwy, w której taplał się białoryb, byłabym usatysfakcjonowana bardziej niż w 100%. Rybną ucztę wieńczy tutejszy gatunek słonowodnej ryby alozy (missoltino) z rodziny śledziowatych z polentą, które w okresie wiosny rozmnażają się właśnie w słodkich wodach. Ich połów jest jednak możliwy dopiero po tym czasie, zatem czerwiec i lipiec to idealny moment.

Dalej wybierajcie z karty jak leci. Ja w dalszym ciągu optowałam za rybą. Poszłam w tango z filetem z białej ryby i chrupiących warzyw, a w drugiej bramce czekało gotowane (in cagnone, czyli w konsystencji niezagęszczonej jak mantecato) risotto z rozpływającym się w ustach okoniem. Każdy przełknięty rybny kęs rekonstruował obraz z połowów dokonywanych jeszcze tego samego dnia. Zupełnie jak w knajpie na plaży w Sestri Levante. Tam dla odmiany, taplałam nogami w piasku na plaży oblizując słone wargi od morskiego wiatru. Matko, jaki to był wieczór!

A tak swoją drogą to nie wiem czy kiedyś zahaczaliście o małą miejscowość Mandello del Lario? To dla odmiany takie urokliwe małe miasteczko. Bardzo włoskie, bardzo typowe pod względem architektury dla tych okolic. Przyznaję, że w niedzielne popołudnie było tam niezłe casino, gdy całe towarzystwo zjechało się na weekendowe plażowanie. Bardzo, bardzo dużo Włochów. W okolicznych willach nad brzegiem jeziora niektórzy uprawiali małe party rodem z Miami, a dzieciaki korzystały z pierwszych tygodni wakacji rzucając się na umór do wody dopóki ktoś nie zawołał ich do domu na kolację. Jako ciekawostkę dopowiem wam, że to właśnie tutaj możecie zobaczyć darmowe muzeum motocykli Guzzi. Czy to nie tak, że zawsze myślę o wszystkich?

jezioro lecco

Dominika

Adres restauracji: Strada Statale 165, 23826 Mandello Del Lario

PS. Ceny jak najbardziej w normie.

 

A teraz czas na Ciebie!

To wszystko, co czytasz jest dla Ciebie i z myślą o Tobie!  Spodobało się? Zostaw po sobie ślad:

– w komentarzu, tu na blogu,

– udostępniając i komentując na Facebook’u
Ponadto, spotkasz mnie także na Instagramie, a do bezpośredniego kontaktu zapraszam Cię przez mail: ochmilano@gmail.com

 

 

 

Inne ciekawe wpisy

Brak komentarzy

    Leave a Reply

    Wordpress Social Share Plugin powered by Ultimatelysocial