0
OPINIE WŁOSI WŚRÓD WŁOCHÓW

5 najdziwniejszych pytań jakie kiedykolwiek usłyszałam od Włochów

ludzie

Kiedyś miałam okazję wziąć udział w dyskusji na temat tego, że nie warto pisać o Włochach negatywnych rzeczy, bo ludzie nie będą tego czytać i że po drugie ludzie lubią tylko pozytywne treści. Wiecie co ja myślę? Myślę, że tego bloga czytają ludzie, którzy potrafią samodzielnie myśleć i wyciągać wnioski, dlatego świat i Włochy nie zawsze muszą być usłane płatkami róż, a o pewnych rzeczach warto po prostu czasem podyskutować. A nóż zasiejemy sobie wszyscy ziarnko wartościowej refleksji.

Nosiłam się z zamiarem napisania tego wpisu od jakiegoś roku, a może i więcej. Chyba musiałam dojrzeć do tematu i pozbierać sobie jeszcze kilka obserwacji z wyciągnięciem wniosków. Tak się złożyło, że ostatnio Natalia z Włoskielove rzuciła dyskusję i tak jakoś się we mnie zapaliło, że to już chyba czas.

Ostatnio pisałam dla was na temat stereotypów o Włochach – mężczyznach w związku. Dzisiaj zrobimy sobie kontrast. Zamierzam wam napisać o tym, jakie pytania zadawali mi Włosi na samym początku, gdy przyjechałam do Włoch, czyli tak w wielkiej pigułce powiem jaką niektórzy Włosi mają świadomość na temat naszego kraju. Aktualnie te pytania też się gdzieś w moim polsko-włoskim życiu się przewijaj, ale chyba już z mniejszą częstotliwością. Jest szansa, że najprawdopodobniej do nich przywykłam.

Sei russa? 

Klasyk klasyków. Najpierw zaczyna się niewinnie – ma tu non sei italiana? [nie jesteś Włoszką?], aby potem jebs zapytać o to: Czy jesteś Rosjanką? Ma tu sei russa o ucraia? [Ale Rosjanką czy Ukrainką?]. To taka standardowa konfiguracja zapytania z czego i tak pytajnik jest jeden: ma quindi tu sei dell’Est? [a więc jesteś ze Wschodu?]. Bo musicie wiedzieć, że dla niektórych Włochów ta część Europy jest jakby taka sama w kontekście ludzi, którzy ją zamieszkują, języka, wyglądu, jedzenia itd. Niektórzy byli mi w stanie powiedzieć, że w sumie co to za różnica skąd jestem, jeśli te tam kraje ze Wschodu niczym specjalnie się nie różnią. Powiem wam bardzo szczerze, z najgłębszych zakamarków mojego serca, jakże wkurwiało mnie to pytanie i podejście. Mówię w czasie przeszłym, bo dzisiaj mam już do tego nieco inne nastawienie. Wkurwiałam się, ale wcale nie dlatego, że Rosjanki czy Ukrainki są be. Bardziej irytował mnie fakt zakopywania mojej tożsamości narodowej w piach, bo mam przecież cholera jasna własną kulturę; moje masło, moje pyry, mój Poznań, mój język polski, a ktoś mnie tutaj wrzuca do wora, jakby Rosja, Ukraina i inne państwa z naszego fyrtla były czymś nijakim, bezpłciowym, tym samym bez własnych korzeni i historii. Jak zawsze powtarzam, na wszystko jest wyjaśnienie. Poniekąd trochę rozumiem, bo spotykałam na swojej drodze ludzi o różnym stopniu ignorancji. Poniekąd wybaczam te drobne braki i spore generalizowanie tak dużego pola na mapie Europy

Nie oszukujmy się, ale nasze słowiańskie języki brzmią w odbiorze cudzoziemca podobnie i po drugie Włosi najzwyczajniej w świecie widzą nas głównie jako blondynki (piszę teraz o kobietach, bo to głównie o babki się rozchodzi) o wysokich kościach policzkowych i chłodnych niebieskich oczach. Skądś to znamy, co? My dla Włochów też mamy nasz własny schemat. Sama bardzo się zdziwiłam, gdy poznałam rodowitą napoletanę o – uwaga- długich blond włosach i niebieskich oczach. Mogłaby robić za moją siostrę. Ale, że tak we Włoszech? A oni nie mieli przypadkiem być wszyscy ciemni? Jak widać nie.

Ma in Polonia si scirve in cirillico?

Czy w Polsce pisze się cyrylicą? Jedno wynika z drugiego. Bo jak Rosja i TAMTA część Europy to najprawdopodobniej i alfabet ten sam. Jakoś też usiłuję to sobie wyjaśnić, dlaczego we Włoszech to generalizowanie chłodniejszych państw Europy koniec końców i tak kręci się wokół rosyjskiej kultury. Bo właśnie w tych pytaniach o moją narodowość naprawdę w stosunku 1:100000000000 znalazła się ta jedna jedyna osoba, która potrafiła strzelić, że jestem z Polski. I byli to głównie Włosi, którzy w Polsce byli, którzy obcowali z Polakami. I tak wciąż rozkminiam. Może to przez duży wpływ imigrantów właśnie z tamtych stron świata? Przynajmniej ja w pierwszym roku życia we Włoszech spotykałam głównie ludzi z Ukrainy, Mołdawii, Rumunii czy właśnie Rosji. Może właśnie przez to Włochom utkwiła w głowie wizja rosyjskich napływów i języka w ich kraju i głównie przez to rzucają na oślep pytania, bo a nóż widelec się trafi. To samo dotyczy pisowni mojego nazwiska, na co się już wybornie uodporniłam, gdy ktoś mnie pyta: il suo cognome? Ironizuję, uśmiecham się i po prostu podaję dokument żeby ułatwić człowiekowi życie przy przepisywaniu. Bardziej jednak irytowały mnie takie sytuacje, gdy w pracy ktoś kto znał mnie już bardzo dobrze i widział moje nazwisko po raz tysięczny i tak wciąż popełniał w nim błędy. Wiele razy się zdarzyło, że nie docierały do mnie maile albo w moim nazwisku w jakimś dokumencie widniał błąd. I ja się pytam, czy to jest tak trudne nauczyć się pewnej sekwencji liter skoro patrzysz na nie od 3 lat? Zwykle spotykałam się wtedy z oburzeniem, no przecież twoje nazwisko nie należy do najłatwiejszych. Wiecie w życiu wszystko jest kwestią chęci.

Ma tu parli russo?

Ale Ty mówisz po rosyjsku? Nie wiem czy oglądaliście, ale jakiś czas temu byłam gościem w live’a u Kamili, podczas którego opowiadałam o moim szukaniu pracy we Włoszech. Gdy jeszcze dobrze nie radziłam sobie z językiem, czasem posuwałam się do desperackich tekstów w stylu: po prostu mnie zatrudnijcie! Co ciekawie wielokrotnie zdarzyło mi się, że osoba z którą przeprowadzałam rozmowę pytała sama z siebie czy znam rosyjski albo raczej – zwyczajnie stwierdzała, że pewnie znam rosyjski. Jeżeli ona tak myśli, to niech tak myśli. Jeśli ten argument przemawia do niej, aby mnie zatrudnić to ja naprawdę nie będę wyprowadzać jej z błędu. Jak sobie życzy.

Voi bevete tanta vodka, vero?

Czy pijemy dużo wódki? No pijemy alko, jest u nas w kraju chłodniej to i więcej się popija na lepsze rozgrzanie. Nie bądźmy w tym kontekście obrażalscy, bo na spływach, wyjazdach w grupach i wielu innych okolicznościach lubimy polać. Może nie samo pytanie o picie wódki mnie dziwiło, a fakt, że niektórzy Włosi zastanawiali się czy pijemy ją jak wodę do obiadu.

Domi sei ortodossa?

Czy jestem prawosławna? No nie jestem. Może i znajdziemy u nas w kraju ludzi o odmiennych poglądach religijnych, ale generalnie – no nie. Czasem załamywałam ręce gdy po raz setny musiałam odpowiadać i przywoływać dość ważne wydarzenie, które miało miejsce w kręgu chrześcijańskim – w końcu mieliśmy kiedyś papieża Polaka.

Czujecie się zirytowani? To dobrze, bo to normalna kolej rzeczy, gdy nagle dochodzi do was, że o naszym kraju we Włoszech niektórzy (powtarzam niektórzy, nie wszyscy) ludzie wiedzą bardzo niewiele. Ja się czułam poirytowana przez dobry kawał życia we Włoszech, gdy codziennie, a czasem kilka razy dziennie przy zawieraniu nowych znajomości (głównie to były powierzchowne znajomości) musiałam na te pytania odpowiadać. Bo jak można tego nie wiedzieć? – myślałam sobie. No i przecież ile można tłumaczyć!? To taka trochę walka z wiatrakami, bo nie wszystkich ludzi jesteśmy w stanie uświadomić co jest pięć. Dzisiaj jestem na tyle tym znudzona, że wchodzi jak w automat i wypada z drugiej strony. Zresztą to tylko namiastka góry lodowej, która pociąga za sobą jeszcze  inne rozmaite teksty, za które kiedyś najchętniej wydrapałabym im wszystkim oczy. Niektórzy myślą, że Polska nie jest w UE, że nasza edukacja leży i kwiczy. Nie zawsze są brane pod uwagę nasze państwowe uczelnie jako atut do zatrudnienia. To kilka takich smaczków, przez które każdy Polak odwiedzający Italię na dłużej niż na wakacje musi przebrnąć, często zaciskając zęby w odszukiwaniu własnej tożsamości w obcym kraju.

Poza tym Polacy wiedzmy, że w życiu mamy do czynienia z różnymi ludźmi. Nie każdemu chce się edukować, nie każdy jest ciekawy świata i nie każdy chce otworzyć umysł na coś lub kogoś w tym wypadku, kto wystaje poza granice własnej kuwety. I mówi się trudno. Mówiłam wam kiedyś, że z Włoszkami miewałam wiele dziwnych i krzywych sytuacji, ale to też wynika z tego, że my dziewczyny same lubimy się nakręcać jakąś chorą rywalizacją zagarniania terytorium. To temat chyba na inne dobranoc do poduszki, no nie?

Detto questo, piszę dla was ten tekst także w konkretnym celu. Odkąd zamieszkałam we Włoszech walczę ze stereotypami wszelkiego rodzaju. Od przyklejania ludziom karteczek po mierzenie ich jedną miarą. Miałam okazję przekonać się na własnej skórze jak to jest, doświadczyć stereotypów na temat naszego kraju. I jestem wdzięczna za tą lekcje. Te wszystkie absurdalne teorie wynikają właśnie z niewiedzy (i to nie oznacza, że muszą być złośliwe), pojedynczych przypadków zdarzeń. Z jednej strony bardzo wkurza, z drugiej uczy i uświadamia. Te teorie wynikają z czasów zaprzeszłych, w których mogliśmy oglądać świat tylko przez telewizor, czy czytając informacje w gazecie. Dzisiaj mamy taki ogrom możliwości do popisywania się podróżami, odkrywania świata. Mamy dostęp do miliarda wiadomości. Możemy podróżować świadomie i tworzyć nową historię. I choć każda narodowość ma swoją kuwetę to dziś jest ten moment żebyśmy w swoich podróżach uczyli się od siebie nie pochodzenia a człowieczeństwa.

Bądźmy sobie ludźmi.

Dominika

Photo by Mario Purisic on Unsplash

A teraz czas na Ciebie!

Uważasz, że to wartościowy tekst? Będziemy mi miło jeśli go udostępnisz!

Inne ciekawe wpisy

Brak komentarzy

    Leave a Reply