Ostatnie trzy miesiące to było dla mnie jakieś totalne kombo. Lawirowałam między etatem, domem i wszystkimi możliwymi przygotowaniami do premiery OCH!TOURÓW. Z jednej strony byłam super szczęśliwa, że projekt w końcu ujrzy światło dzienne, z drugiej zaś cichutko jęczałam i marzyłam o chwili, w której moja głowa w końcu odpocznie. Gdy nadszedł moment mentalnego resetu spontanicznie zdecydowałam, że jedziemy do miasteczka Orta San Giulio i wiecie co? To był wybór idealny.
Orta San Giulio to miejsce dokąd najlepiej zabrać bliską Wam osobę, kogoś komu życzycie naprawdę dobrze. W najlepszym wypadku zabierzcie tam po prostu siebie – no, bo przecież komu jak nie sobie kibicujecie w tym żyćku najbardziej? Trochę zdrowego egoizmu jeszcze nikogo nie zabiło. Mówiąc wprost Orta San Giulio jest miejscem idealnym na każdą okazję: romantyczny weekend we dwoje, wypad z przyjaciółmi, czas rodzinny z dziećmi, wyjazd w pojedynkę. Będziecie zachwyceni. Mówię Wam.
Orta San Giulio – jak dojechać?
Miasteczko Orta San Giulio znajduje się w północnej części Piemontu. Przybliżcie paluszkiem mapę i poszukajcie jeziora Orta. Ten charakterystyczny cypel przyczepiony pośrodku wschodniej strony zbiornika wodnego to właśnie cel naszej podróży.
Wiem, że jestem nudna z tym Mediolańcem, ale naprawdę, wierzcie mi, z Mediolanu to raptem godzina drogi samochodem (tak, kocham to miasto) lub około 1,5 godziny środkami komunikacji na linii Mediolan – Novara, Novara – Orta San Giulio (Orta Miasino). Swoją drogą Novara też jest bardzo urokliwa – jeździłam tam często gęsto właśnie w sprawach służbowych.
Tak, jak raz dojedziecie, tak już nic więcej (oprócz zakwaterowania) nie jest Wam do szczęścia potrzebne. Orta jest malutka, więc możecie ją zejść pieszo wzdłuż i wszerz w ciągu zaledwie dwóch dni. Nie ma tu raczej mowy o trasach poza szlakiem, no chyba, że zapuścicie się w jakieś wyższe partie lokalizacji i odkryjecie coś nowego. Jakby co, to dajcie znać, ja korzystałam z uciech w centralnej części i wcale nie pożałowałam.
Orta San Giulio – gdzie nocować?
Zwykle, gdy planujemy z Alberto wyjazd, to solidnie się do niego przygotowujemy. Lubię lokalizacje położone w strategicznych punktach, ale i w ludzki cenach. A najlepiej, gdy do tego wszystkiego dochodzi widok zwalający mnie z nóg. Te wszystkie wymagania łączy w sobie Hotel la Bussola – położony w górnej części Orty i jak się później okazało – jest to również jeden z nielicznych noclegów położonych tak wysoko- gwarantujący widoki marzeń.
Warunki noclegowe są bardzo przyzwoite, bez jakiś designerskich udziwnień, za to z miłym ogródkiem i małym basenem z barem. Wśród odwiedzających jest sporo zagranicznych turystów, a w recepcji stacjonuje przytulaśny dalmatyńczyk właścicieli. Obsługa ma żarcik i chodzi w mundurkach rodem z lat 80-tych serwując kontynentalne śniadanka z naprawdę niezłymi brioschami z czekoladą oraz [grazie al cielo! – dzięki niebiosom] kawą z prawdziwego ekspresu, nie z automatu. No, ale jaki na tych śniadankach jest widok. Sprawdźcie sami:
Orta San Giulio – co tu robić?
Gdy za żywopłotem okalającym hotelowy basen mam rajskie widoki, to naprawdę trudno mi wyleżeć z książką i tak po prostu… leżeć? Byłam strasznie ciekawa kątów, które Orta miała do zaoferowania. Wystarczyło wyjść z hotelu i skierować się w stronę centro storico. Na widok przejścia przy via Professor Antonio Poli zawyłam z radości.
Orta San Giulio jest niesamowicie urokliwa i piekielnie romantyczna, choć oprócz zakochanych spotkacie tu również: wieczory kawalerskie, grupki kobiecych wyjazdów, dużo rodzin z dziećmi, turystów na wycieczkach lub singli popierających wino przy stoliku w jednym z tutejszych lokali. Sama nie wiedziałam od czego zacząć, bo wszystkie kręte uliczki były bardzo zachęcające.
Od hotelu la Bussola macie raptem 5 minut spaceru na główną Piazza Motta, ale zanim się tam dostaniecie polecam wylądować na pomoście znajdującym się zaraz za kościołem San Rocco – będziecie oczarowani tymi wszystkimi domami wystającymi nad jeziorem, nie wspominając już o zachodzie słońca i chmarze popiskujących jaskółek na niebie, które będą Wam towarzyszyć przez cały weekend. Moim totalnym zachwytem okazał się skwer zwany Piazzetta Ernesto Ragazzoni, który poprzedza bardzo wąska uliczka Olina. Za dnia sklepikarze wystawiają tu swój towar w postaci lnianych kiecek, ceramiki i różnych innych bibelotów, które mnie akurat średnio rajcowały.
Potrzebowałam niekrótkiej chwili żeby napoić swoją wysoka wrażliwość tymi wszystkimi kwiecistymi balkonami, pnącymi się bluszczami, no i przede wszystkim gigantyczną glicynią porastającą balkon i sam budynek Locandy di Orta. Moim zdaniem jest to jedna z bardziej romantycznych restauracji, jakie widziałam (bo o smaku trudno mi cokolwiek powiedzieć) – wieczorami na tym balkonie można zjeść kolacje we dwoje, a o uzupełnienie kieliszków martwią się wyłącznie kelnerzy w czarnych garniturach i białych koszulach.
Piazza Motta to z kolei główny punkt spotkań zarówno dla turystów, jak i mieszkańców Orty. Barów i restauracji jest tu kilka, choć obserwując sytuację wiem, że jadłam w miejscu, które cenią sobie lokalsi. Ponadto z Piazza Motta możecie wziąć tzw. traghetto i udać się na wyspę San Giulio (4,50 euro w dwie strony). Tak, jak za dnia plac wypełniają wycieczki odwiedzających, tak wieczorem robi się tu przyjemnie luźno. Uliczki wręcz pustoszeją, a kolory nieba i oświetlona wyspa San Giulio robi Wam cały wieczór wypełniając go wszystkimi możliwymi zachwytami- jest naprawdę bosko, tak w sam raz na patrzenie sobie w oczy.
Tak, jak wspomniałam możecie zrobić tournee po całym cyplu. Wejść w górne partie lokalizacji i zachwycić się Sacro Monte di Orta – wzgórzem wypełnionym 20 kapliczkami przedstawiającymi sceny z życia Franciszka z Asyżu i nie tylko. Jest to także miejsce wpisane na listę dziedzictwa UNESCO, więc chyba warto się pofatygować. Dodatkowo warto wpaść do ogrodu ratusza głównego albo po prostu przespacerować się dookoła miasteczka tuż obok jeziora. Udając się w kierunku Villa Motta minięcie serie pomostów, na których wylegują się ludzie – po południu jest to genialne miejsce na leniuchowanie i kąpiel w jeziorze. Swoją droga jezioro Orta jest moim zdaniem najczystszym spośród tych wszystkich północnych włoskich jezior. Como i Garda mogą się schować.
To, co ujęło mnie najmniej to sama wyspa Giulio. Chyba wolałam ją oglądać z każdej perspektywy, oświetloną z daleka zamiast pakować się do jej wnętrza w niedzielne popołudnie. Ilość ludzi w weekend przygniata i zamiast cieszyć się krótką włóczęgą po wyspie bardziej skupiłam się na logistycznym omijaniu ludzi. Koniec końców z wyspą czy bez ten wyjazd i tak już ociekał pięcioma gwiazdkami satysfakcji.
Orta San Giulio – gdzie jeść?
Można iść do drogiej Ristorante Venus z widokiem na wyspę San Giulio albo polansować się w Villa Crespi u szefa Antonino Cannavacciuolo. Można niby zgubić się w uliczce i zjeść bardzo kiepskie bruschetty z dwoma kieliszkami wina i zapłacić jak za zboże, a można zjeść na samym Piazza Motta wypić świetne wino i uśmiechnąć się pod nosem na widok rachunku. W Orta San Giulio jadłam w Re di Coppa i wiem, że jest to miejsce, gdzie stołują się lokalni – mają świetne piemonckie wino, proste i smaczne deski serów i wędlin.
Innym miejscem jest też Pane e Vino. Jadłam tam tylko dlatego, bo obok (wciąż na placu) ten sam właściciel ma też lodziarnie (to ta znajdująca się w budynku pod freskiem Gesù Cristo) i ło panie jakie oni tam mają lody – polecam szafran z tonką, migdał z bergamotką albo pannacottę z lawendą! A w Pane e Vino nie żałujcie sobie – ja po tej desce prawie zapadłam w śpiączkę, przez co musiałam stymulować się prowokacyjnym St Germain Spritz – to taki francuski orzeźwiający koktajl na bazie prosecco, likieru sambuca i wody sodowej z plastrem jabłka i oliwkami. Włosi z Francuzami chyba nigdy nie przestaną toczyć walki o prym, a mimo to ze wzajemnych inspiracji czerpią z dziką przyjemnością.
No to voilà:
Romantycznych chwil i dobrych wspomnień,
Dominika
Linki: Hotel la Bussola, Re di Coppa, Pane e Vino,
Fajny wpis? Może się komuś przydać? Udostępnij! Dzięki!
Brak komentarzy