My Polacy lubimy naśladować włoskie podejście do życia. Dla większości jest ono wielką inspiracją, a niektórzy pewne cechy starają się przenosić do polskich realiów. Jeżeli śledzicie polską blogosferę piszącą o Włoszech, to na pewno mieliście okazję poczytać kilka artykułów na ten temat. Wiadomo, w tym wypadku nie chodzi tylko o gotowanie pasty na każdy obiad, ale o coś więcej. Zwłoszczenie, bowiem to kompletny proces zaczynający się w najciemniejszych zakamarkach naszego umysłu.
Ale ja nie o tym. Nie chcę tu nikogo zwłoszczać ani szukać sposobów na włoskie życie w Polsce. Chcę was bardziej uświadomić, że włoskie cechy już dawno posiedliśmy albo raczej, że istnieje pewien rodzaj osobowości, który łączy mentalnie Polaków z Włochami bez konieczności ruszania się z domu. Ta osobowość to Milanese imbruttito.
Uwaga: tekst jest subiektywnym wyrażeniem PODOBIEŃSTWA z przymrużeniem oka. NIE TWIERDZĘ, że my Polacy reprezentujemy ten model w 100%
A w zasadzie to kim jest Milanese imbruttito? Bez trzaskania regułek, najprościej mówiąc to mediolańczyk z krwi i kości. Ale taki, którego dziad i pradziad również był mediolańczykiem. I babcia też. Mediolańczyk z pokolenia na pokolenie. Wiecie jak o nich trudno? Zupełnie jak w przypadku naszych Krakowiaków czy Warszawiaków. Tych rdzennych, powiedzmy ,,czystej krwi”, oczywiście bez obrazy.
Dzisiaj o takich trudno, bowiem w Mediolanie można spotkać dosłownie wszystkich. Wymieszanych z poplątanymi. Kto jednak zapuści w mieście korzenie na dłużej, niż tylko na kilka weekendów może być pewien, że nabędzie cechy prawdziwego imbruttito. A dlaczego imbruttito? Właściwie określenie to nie ma bliżej znanego mi tłumaczenia. To się rozumie samo przez się, gdy da się porwać w rytm mediolańskiego tańca. Pomiędzy biznesem, pracą, zarobkami, szybkością życia, ciągłym brakiem czasu i milionem rzeczy do zrobienia. Bo, gdy żyje się w tak pośpiesznym mieście jak Mediolan, gdzie wszystko ma być zrobione na wczoraj, człowiek obrasta w pancerz ze stali model imbruttito. W chaosie mediolańskiego życia jakoś trzeba sobie radzić.
1. Organy żeńskie wyrażeniem irytacji
Milanese imbruttito nie patyczkuje się w wyrażeniu własnych myśli, zwłaszcza jeżeli mówimy o sytuacjach, które kwalifikujemy do kategorii irytujących. Pojęcie cierpliwość jest bowiem cnotą na wagę złota. Choć w przypadku imbruttito nie jest to takie oczywiste. Najprościej mówiąc, żaden imbruttito nie ma cierpliwości.
Figa! – pomimo, że figa we włoskim slangu to określenie na żeńskie organy płciowe, Milanese imbruttito rzuca figę zwykle na początku lub na końcu zdania dla wyrażenia własnego wzburzenia, irytacji lub zaskoczenia. Najlepiej jeżeli powiecie to tak: Fyyyyga! (nie zapominając o odpowiedniej zirytowanej intonacji).
2. Wiecznie w biegu, nie daje rady
Milanese imbruttito jest zawsze di frettissima albo di corsa (w super- ekstra pośpiechu) i zwykle non ce la fa. Zupełne przeciwieństwo tych Włoch, które znamy z wyluzowanego i powolnego trybu życia. Milanese nie jest powolny, oj zdecydowanie nie. Spotkacie go raczej z zegarkiem w ręku, tupiącym nogą w kolejce, rzucającym figę ze zniecierpliwienia – Figa! Che coda! albo Ma sta cazzo di coda?! Cazzo to też sposób na wyrażenie irytacji. Generalnie każda irytacja jest dobra, każda irytacja jest imbruttita. Gdy umawiasz się z Milanese imbruttito jest szansa, że on po prostu non ce la fa, czyli w wysłanej wiadomości zwyczajnie oznajmi, że nie da rady dotrzeć na spotkanie, choć to gość bardziej niż punktualny. Znając życie ma tysiąc pięćset rzeczy do roboty, a zwykle tym, co go tak zajmuje jest…
3. …il fatturato
W przeciwieństwie do stereotypowych Włochów, którzy cieszą się życiem i dolce far niente, Milanese imbruttito dba o swoje biznesy i interesy, pracując 24h na dobę. No, dobra może nie 24h, ale jest gość pochłonięty ogarnianiem tego, czy il fatturato (obroty) mu się zgadza. Dwa telefony, słuchawka bezprzewodowa do ucha i można zaczynać dzień. Zadania powinny być wykonane na wczoraj, a wyjście z pracy przed szefem uchodzi za co najmniej nieprzyzwoite. Zawsze znajdzie się coś do roboty.
4. Optymalizowanie
W pracy każdy szanujący się Milanese imbruttito jest multi-tasking. Wiele razy łapię się na tym, gdy rzucam tekstem w stylu: ho centomila cose da fare (mam sto tysięcy rzeczy do roboty), a potem śmieje się sama z siebie, że aby dopełnić powinności i nazwać się imbruttitą powinnam jeszcze odwołać spotkanie towarzyskie. W celu optymalizacji czasu, imbruttito planuje naprzód. Zwykle tydzień organizuje w weekend, a weekend w tydzień. Urlop to najlepszy moment, gdy wolnego czasu jest niemoralnie dużo. Aż wstyd nie wypełnić go sobie jakimiś ambitnymi zadaniami. Optymalizacja przede wszystkim.
5. Być social
Imbruttiti lubią, gdy hajs im się zgadza toteż ambitnie wykorzystują narzędzie social media do powiększania własnego imperium. Ale nie tylko. Kiedyś przeczytałam, że Włosi są jednym z pierwszych na liście narodów, które są uzależnione od mediów społecznościowych. Imbruttiti nauczyli mnie, że zamiast pisać wiadomość najlepiej ją nagrać i wysłać. Tak wiecie, w imię idei optymalizacji.
6. Bez metki nie ma podnietki
Gdybym zrobiła kiedyś ankietę czy badania naukowe to założę się, że wynik zgadzałby się z moimi podejrzeniami. Większość knajp w Mediolanie upada właśnie przez zbyt ukrytą lokalizacje (np. w małej uliczce), przez którą imbruttiti nie mogą się pokazać. Oni to lubią. Mniej lub bardziej, zaszpanować nowym obuwiem czy torebką. Najlepiej z metką. I ja się zawsze pytam: jak to jest, że oni są wiecznie w biegu, ale ciuch na wieczór dobrany celująco?
7. Naturalnie zmieńmy to w menu
Tak to już jest, gdy człowiek siedzi pół dnia w biurze, a na jakikolwiek ruch musi wykalkulować minimum czasu w tygodniu. W tym wypadku trzeba się posiłkować pausą pranzo i odpowiednio zmodyfikowanym posiłkiem. Milanese imbruttito zupełnie jak Włosi zamawiający kawę nowelizuje potrawy z karty jak leci. Mniej ryby, więcej warzyw, bez warzyw, z odrobiną warzy, z dodatkiem szynki, bez cebuli, oddzielnie na talerzyku. Sałatka z jajkiem bez jajka. Można w nieskończoność. No i wiadomo – najlepiej bio i naturalnie!
8. Office, call, conf, meeting i ape jak aperitivo
Z tym aperitivo milanese nie będę się powtarzać po raz setny (że to jest typowo milanese jakby co), bo to już podchodzi pod molestowanie. Na ape imbruttito wychodzi prosto z office po bardzo długiej call. Czaicie ten randomowy klimat?
9. Imbruttiti przy weekendzie
Wszyscy imbruttiti na weekend uciekają z Medio i oczywiście wybierają kierunki bardziej sielskie. Góry, jeziora, pobliskie plaże. Tam, gdzie im najbliżej, aby zbytnio nie oddalać się od miasta, bo przecież czas to pieniądz, a jeszcze trzeba wykalkulować sobie czas operacyjny na powrót w korkach. W sierpniu natomiast miasto totalnie się wyludnia i tak, jak wszyscy posyłają w diabły Mediolan (Ma vaffanculo Milano!), tak potem we wrześniu z rozkoszą do niego wracają, aby oddać się rytualnym czynnością dnia codziennego. Cytując moją szefową po urlopie: ,,ah, tak jakoś nie umiałam się wyłączyć”.
I tak swoją drogą, Milanese imbruttito zawsze rozpoznacie na urlopie, wystarczy spojrzeć na jego stylizację. Imbruttiti do granic możliwości. Żółte szpilki do kostiumu? Czemu nie!
10. Ma sei di MilanoMilano?
Bo wiecie, to też jest ważne. Jeżeli na waszej drodze stanie kiedyś Milanese imbruttito na bank padnie pytanie skąd jesteście. Sei di Milano? Ma MilanoMilano? (Jesteś z Mediolanu? Ale z MediolanuMediolanu?) Nie tam jakaś prowincja, Panie! Jakieś obrzeża, człowieku! Tu liczy się rdzeń!
11. Życie Milanese imbruttito to jedna wielka sbatta!
La Sbatta, lo sbattimento. Może być też rottura, ale lepiej sbatta. Che sbatta! Podobnie jak z tłumaczeniem imbruttito, nie powiem wam dosłownie znaczenia słowa sbatta. Chodzi po prostu o to, że imbruttito ma tysiące takich momentów w ciągu dnia, gdy musi zrobić coś na co kompletnie nie ma ochoty i zwykle te ,,przymusowe zadania” dzieją się w najmniej odpowiednim momencie. No to jest po prostu sbatta!
I ja wiem, że teraz to już połowa z was pomyślała, że jaki smutny żywot musi wieść ten Milanese imbruttito. Mai una goia! No serio, radość zero. Ale coś wam powiem. Życie w Mediolanie (i nie tylko) pędzi jak głupie, jest tyle sytuacji, w których człowiek ma ochotę wyjść z siebie i stanąć obok. Wystarczy pojechać na zakupy do supermarketu w niedziele żeby przyjąć na klatę 20 klaksonów, bo każdy chce zająć miejsce parkingowe jak najbliżej wejścia do sklepu pomimo wielu wolnych miejsc (oczywiście te wolne są oddalone o kilkadziesiąt metrów – pamiętajcie, że trzeba optymalizować!). Wystarczy nacisnąć guzik otwierający drzwi samochodu żeby w pół sekundy ktoś podjechał od tyłu i zapytał czy właśnie zamierzam odjechać i zwolnić TO miejsce parkingowe. Wystarczy stanąć w kolejce na poczcie żeby zobaczyć, że ktoś usiłuje się w nią wepchnąć. Wystarczy naprawdę niewiele, żeby napotykać na swojej drodze wiele irytujących sytuacji, odliczać czas z zegarkiem w ręku i odhaczać wykonane zadania z listy. Ale można też odpuścić i zamiast zaciskać zęby lepiej uśmiechnąć się pod nosem uświadamiając sobie, że każdy z nas to Milanese imbruttito.
Ściskam, Wasza imbruttita,
Dominika
To wszystko, co czytasz jest dla Ciebie i z myślą o Tobie! Spodobało się? Zostaw po sobie ślad:
– w komentarzu, tu na blogu,
Brak komentarzy