0
OPINIE

365 dni – recenzja filmu. Ekranizacja książki Blanki Lipińskiej na włoskim Netflixsie

365 dni film recenzja

Wiecie, tak sobie patrzę na tą moją Polskę przez szybkę. Informacje bieżące, pochodzące z różnych płaszczyzn życia naszego kraju docierają do mnie albo poprzez rodzinę, znajomych, albo zwyczajnie przez media. Właśnie dzięki tym ostatnim, zupełnie przez przypadek dowiedziałam się o istnieniu serii książek Blanki Lipińskiej i myślę sobie tak: ej, Polsko, na serio? Nie sądziłam, że będę o tym pisać na blogu, no ale film 365 dni właśnie kilka dni temu wylądował na włoskim Netflixsie.

Tak, jak w ogóle nie byłam zainteresowana przeczytaniem bestsellerowej trylogii Lipińskiej, tak film chciałam obejrzeć. I nie żebym nie mogła się doczekać. Czekałam cierpliwie, aż pojawi się ekranizacja, którą będę mogła włączyć jednym pstryknięciem pilota, coby się nie wysilać w szukaniu streamingu, czy innego CDA. Po tych wszystkich recenzjach książki i generalnego szumu w mediach byłam bardzo ciekawa, jak mocno obniżyliśmy poprzeczkę w naszym społeczeństwie. Wiele się nie pomyliłam.

Czy ja komuś muszę streszczać fabułę filmu 365 dni, czy już zdążyliście się z nią zapoznać? Zakładam, że tak biorąc pod uwagę, że film króluje na ekranach polskich kin od kilku miesięcy. Poza tym oszczędzę sobie zbędnego wprowadzania, bowiem to nie na moje nerwy. Fabuła? Czy tu naprawdę jest jakaś fabuła? Historia poznania głównych bohaterów, cała akcja związana z porwaniem Laury i w końcu próba zmuszenia jej do zakochania się w Massimo, w ciągu 365 dni mnie osobiście skłania do refleksji, że dzisiaj każde gówno jest na sprzedaż.

Sama koncepcja filmu to jednak tylko początek góry lodowej tego chłamu pełnego absurdów, który chce uchodzić za nowoczesny film erotyczny. Ale co tam, ważne że w tle leci obraz Sycylii i gotowych prowadzić poważne interesy sycylijskich mafiozów, spotykających się w jakże strategicznej pozycji na wieży, na wyspie Lampedusa skąd oczywiście nie trudno zgarnąć kulkę w łeb. Może ja już za długo obcuję z Włochami, ale gdy widzę setny gniot o miłości polsko – włoskiej propagujący stereotypy o Włochach, to naprawdę zastanawiam się co poszło nie tak? Tym bardziej, że Lipińska leci tam ostro po bandzie w kontekście przedstawiania Włochów i potem ja muszę wjeżdżać ze sprostowaniem w tym artykule o związku z Włochem (klik), że dziewczyny to nie jest tak, jak myślicie! Sycylijczycy pewnie nieźle się ubawią oglądając, bowiem jeszcze żaden z nich nie władał tak zaawansowanym angielskim w swoim życiu, jak robią to gangsterzy polskiej produkcji. Heloł maj fryend

Po drodze jest jeszcze kilka takich elementów, które choć wiem, że mają budować nastrój sceny, to ostatecznie ich użycie wynika ze słabej znajomości lokalizacji, gdzie toczy się akcja. Wytłumaczcie mi obecność kominka, o który opiera się napięty przez 90% filmu Massimo, rozpalonego przy 40-stopniowym upale na Sycylii? Albo pojawianie się postaci Massimo znikąd. Jaka jest twoja supermoc? Podziel się, chętnie ją wypróbuje przy przemieszczaniu się na trasie Mediolan – Poznań. To są akurat moje spostrzeżenia jako widza, któremu rozpuszcza się mózg od tak fatalnej reżyserki. Najgorszy jest jednak płytki poziom dialogów, które w zasadzie nie istnieją i składają się z jednej kurwy albo dwóch ja pierdole. Nie wiem, może to tylko moje blond włosy czegoś tu nie rozumieją, bo ponoć niektórzy twierdzą, że 365 dni jest produkcją niezobowiązującą, na odstresowanie się po ciężkim dniu. 

Odnoszę wrażenie, że Lipińska naczytała się za dużo Mario Puzo i peszek chciał, że autorka chyba za bardzo nie pojęła czym tak naprawdę zajmuje się mafia. Owszem były dramatyczne sceny, spluwy i zatarg między kartelami, ale jak można rzucać zdaniami w stylu, że Laura poznała bogatego Sycylijczyka z tradycjami? Tradycjami czego? Zabijania ludzi? A nie, sorry. Jest taka scena, w której Massimo rozmawia ze swoim kuzynem o tym, że sprzedaż dzieci do burdeli jest zła. To jest etyka filmu, która ukazuje dobroduszną stronę mafioza Massimo, który choć na co dzień jest niezłym skurwielem, to w głębi serca fajny z niego chłopak z sąsiedztwa. Sprzedaż dzieci nie, ale już przemocowa oralna onanizacja hostessą w samolocie, w pierwszych 10 minutach filmu tak.

No i tu zaczyna się druga część tego bardzo szczegółowego wpisu.

365 dni ma być polską odpowiedzią na 50 twarzy Greya i w sumie film mógłby nazywać się 36,5 dnia, skoro główna bohaterka łamie się w zaledwie 6 tygodni. W pierwszej kolejności pytam się, dlaczego Polska zawsze musi mieć polską wersję czegoś? Mieliśmy już polską Victorię Beckham, polskiego Davida, teraz mamy polską odpowiedź na Greya. Nie możemy mieć po prostu swojego i już? Według Lipińskiej film miał ujawnić to, czego tak naprawdę seksualnie pragną kobiety. Taka wiecie, niewinna fantazyjka wakacyjnego romansu we Włoszech. Summa summarum dziewczyny, wyszło z tego niezłe szambo przedstawiające gatunek femminile, jako materialistki lubiące sobą poniewierać przez samca alfa, który przy okazji myje wami okna w warszawskim Marriocie. Na kolana mała i patrz na mojego drągala. Straszne. Nie wiem, czy ten film jest najlepszym sposobem na rozpalenie zmysłów, bądź seksualną inspiracją dla par, ale gdyby tak było to pewnie żadna z kobiet nie uciekałaby się po poradę do MamyGinekolog w kwestii problematyki suchości pochwy. 

Co za chała. Jeszcze nie mogę uwierzyć, że ktoś to promuje na taką skalę.

Jedynym pozytywnym ogniwem jest grający Massimo – Michele Morrone, który przynajmniej w tej płytkiej bajeczce dla krótko-myślących cieszy oko własnymi walorami wizualnymi. 

Poza tym, moje Polki, możemy podziękować Blance za to, że na arenie kina międzynarodowego jesteśmy (tak, my Polki) przedstawiane jako porządnie zalkoholizowane – uwaga włoski termin – ragazze grezze (wolne tłumaczenie: wieśniary), rzucające kurwami na prawo i lewo. Wystarczy przewinąć do ostatnich scen, w których Laura opowiada swojej przyjaciółce o dzikim sycylijskim porno-rodeo. Szalone przyjaciółki. W Italii będzie się świetnie oglądać i anzi, już się ogląda, bo póki co film znalazł się na drugim miejscu w najczęściej oglądanych na Netflixsie.

Polsko nie wiem jakie są twoje kinematograficzne priorytety, ale tym razem weź idź się wstydzić.

Dominika

Źródło zdjęcia: wyborcza.pl

A teraz czas na Ciebie!

Jeśli uważasz, że Polska zasługuje na więcej, będzie fajnie jeśli udostępnisz ten wpis!

Inne ciekawe wpisy

Brak komentarzy

    Leave a Reply