0
WŁOSI WŚRÓD WŁOCHÓW ŻYCIE WE WŁOSZECH

Włoskie nawyki i zachowania, czyli czy już mi odbiło?

mediolan aperitivo

Moje początki w Italii dzisiaj wspominam z lekkim uśmieszkiem. Zdarza się, że odgrzebuję obrazy z przyszłości, i wtedy myślę: kurde, jak dobrze, że to już za mną. Nie zawsze było fajnie. Nie zawsze była tęcza i muffiny. Bywało, że przeklinałam ten kraj, a spod skóry wyłaził mi totalny nacjonalizm i tęsknota za Polską. To już nie były wakacje na piaszczystej plaży w scenerii wziętej z filmu ,,Pod Słońcem Toskanii”. Zaczęło się życie na serio.

 

Człowiek jest jak guma. Elastyczny i giętki, ale nie tylko w sensie fizycznym. Każda zmiana w życiu, wymaga czasu i oswojenia, aby później móc głaskać nową rzeczywistość jak ulubionego, domowego sierściucha. Tak miałam i ja z procesem zwanym przeze mnie italianizacją lub jak kto woli zwłoszczeniem. Bo czy tego chcesz czy nie, żyjąc w Italii przejmujesz włoskie nawyki i zachowania. To naturalne i jak najbardziej normalne! Co takiego zmienia się żyjąc u boku włoskiego społeczeństwa? No, trochę się zmienia.

 

1. Śniadanie mistrzów

Jajeczniczka, kolorowe kanapeczki z szynką, a w niedziele kiełbaska z musztardą w rodzinnym gronie. Potem zjazd ciśnienia w dół i cykliczne ziewanie. Każdy ma swoje upodobania względem śniadań, ale który Polak nie lubi takiego początku dnia? Ma być konkret, który da energię na pierwsze starcie. Pamiętam moje pierwsze włoskie śniadanie i ten głód, który odbijał się echem aż do pory obiadu. Teściowa bardzo się wtedy postarała, piekąc rogaliki z czekoladą. Po jednym maluchu na głowę i wszyscy syci. Co jest? To, to.. wszystko? Mała kawka chlupnięta i wio. Jakie ładne mandarynki! Tak, tak czy mogę się dopchać jedną? Albo dwiema! Trochę praktyki aż w końcu słodkie, małe śniadanie i espresso nie lądują na dnie żołądka z hukiem. Teraz zacząć bez nich nie potrafię.

 

2. Jem późno i nic mi nie jest

Już kiedyś pisałam, że w przyrodzie musi być równowaga? W zasadzie to te małe śniadania mają sens, bo rączki zacieram dopiero na wieczór. A wieczorem tu wszystko wolno i nikogo nie dziwi, że obiad nagle zamienił się w kolację o 20:00 albo i później. Ryba, makaron, pizza, mięcho. Od wyboru do koloru. Wielu Polaków zawsze nad tymi włoskimi kolacjami potrząsa głową bez przekonania. I uwaga! Tak, jedząc pizzę 3 razy w tygodniu, nieprzewidziane ilości makaronu, a na deser gelato, to bądź pewna, że otrzymasz efekt odwroty do fit. O włoskiej diecie pisałam zresztą w jednym z moich artykułów. Jem późno, zwykle na ciepło i naprawdę mam się dobrze.

 

3. 2 cm nie robią różnicy

Pozostając jeszcze w temacie jedzenia, gdy idziesz do restauracji to na co zwykle zwracasz uwagę wybierając stolik? Pod oknem, w jakimś miłym punkcie, bez konieczności zaglądania w talerz obcemu sąsiadowi, którego prawie miziasz po łokciu własnym łokciem? W Polsce lubiłam mieć w knajpie przestrzeń i nikogo to nie dziwiło, że będąc we dwoje zajmuję stolik na 4. Aktualnie bliskość (czasami to naprawdę kwestia kilku małych centymetrów) nieznajomych ze stolika obok wcale mi nie przeszkadza. Nie separuję się, nie irytuję, nie mam poczucia, że brakuje mi prywatności, obaw że mimochodem ktoś usłyszy o czym gadam. Strefa ekstrawersji bardzo się rozszerza!

 

4. Wiem, to pomogę

W Mediolanie i jakimkolwiek innym włoskim mieście, nie musisz martwić się o to, że nie dojedziesz do celu środkami publicznymi. Spóźnienia komunikacji i liczne strajki swoją drogą. ALE! Pukając delikatnie w okienko kierowcy autobusu, w celu uzyskania informacji, bądź pewna, że odpowie tobie cały autobus. Im dłużej siedzisz w Italii, tym bardziej stajesz się otwarta i do tej wesołej grupy pomocnych, dobrych duszków prędzej czy później dołączysz. Ba! Jeszcze utniesz sobie pogawędkę, ponarzekasz na zmianę trasy i upały.

 

5. Zabawmy się w teatrzyk

Uwielbiam! Uwielbiam włoską gestykulację i wierz mi, że żadne klątwy, zaklęcia i indyjskie tańce deszczu nie powstrzymają cię od używania gestów w czasie rozmowy. Włoskie gesty są tak naturalne i tak do tego języka pasują, że nim się obejrzysz ręce, nadgarstki i paluchy zaczną żyć własnym życiem. Gdy coś jest już tak irytujące, że słów mi brak, najlepiej wyrażam to właśnie w gestach.

 

6. Gadanie do siebie

Proces italianizacji, zaczął bezczelnie wkradać się w moje życie, a uświadomiłam sobie to wtedy, gdy zamiast polskiej k*rwy rzuciłam sobie pod nosem nieeleganckie cazzo. I co ciekawe włoskie cazzo, nie ma dla mnie na tyle mocnego i wulgarnego wydźwięku co nasza k*rwa. Nie ma zmiłuj, jeżeli na co dzień operujesz innym językiem, zaczniesz w nim myśleć, gadać do siebie, a nawet  śnić.

 

7. Kawa, dobra kawa

To powinien być edit do punktu 1 i 2, ale fakt faktem, że od Włochów przejęłam cechę opiniodawcy i zaczęłam bardziej sobie cenić jakość i smak kawy (o zamawianiu włoskiej kawy również przeczytasz w jednym z artykułów). To samo dotyczy jedzenia. Nie ma nic gorszego niż wylądowanie w pierwszej-lepszej knajpie i otrzymania totalnego rozczarowania na talerzu, dlatego wcześniej zaciągam języka znajomych, czytam opinie, przeglądam zdjęcia, gdy jest taka możliwość. W Italii też zdarzają się kulinarne wtopy, na co Włosi są bardzo uczuleni.

 

***

 

Ostatnie i najważniejsze. W internetach często czytam boje słowne Polaków na temat Włoch i życia na Półwyspie Apenińskim. Dyskusje są różne i co najciekawsze pojawia się także wątek bazujący na tym czy już się Polakom (a w dużej mierze Polkom) w dupach poprzewracało od życia w Italii czy jeszcze nie. Życie we Włoszech i jakimkolwiek innym kraju z pewnością wywraca świat do góry nogami. Uczysz się wielu nowych rzeczy i wdrażasz nowe nawyki. Ale! Są i tacy, którzy pojęcie ,,emigracji do Włoch” traktują jak zabieg zmiany płci i myślą, że to jest naprawdę fajne. A nie jest.

Dla sprostowania. Czy już mi odbiło? Nie, nie przedstawiam się imieniem Dominique, Izabelli, Belluci. Nie, nie odpowiadam swojej Rodaczce po włosku, gdy ona pyta mnie po polsku i tym bardziej nie rozmawiam z nią w języku innym niż mój własny, ojczysty. Nie, nie udaje przed przypadkowo spotkanym Polakiem, że nie wiem co znaczy rozstawiać parawan nad Bałtykiem . Nie, nie zapomniałam języka polskiego i akcentu padającego na przedostatnią sylabę. Wciąż tęsknie za ogórkami kiszonymi, a przygotowanie latem chłodnika to niezła eskapada po sklepach, ale ważniejsze od tego jest możliwość jego przygotowania!

Gdy kiedykolwiek przyjedzie ci mieszkać w Italii po prostu tego nie rób. Nie italianizuj się w ten głupi sposób, który praktykują niektórzy, aby poczuć się? Hm, lepiej? Bardziej włosko? To żadna integracja z Włochami tylko zwyczajne ograniczenie tej niewielkiej partii umysły, której używamy.  Nie, nie czuję się żadną Włoszką. Nawet jak mi zapłacą. Jestem Polką i Polką pozostanę. Dumnie. Amen.

 

Dominika
 
 

A teraz czas na Ciebie!

 

To wszystko, co czytasz jest dla Ciebie i z myślą o Tobie!  Spodobało się? Zostaw po sobie ślad:

– w komentarzu, tu na blogu,

– udostępniając i komentując na Facebook’u

Ponadto, spotkasz mnie także na Instagramie, a do bezpośredniego kontaktu zapraszam Cię przez mail: ochmilano@gmail.com

 

 

Inne ciekawe wpisy

15 komentarzy

  • Reply
    Vera
    4 lipca, 2017 at 9:58 am

    Hej, Dominika, strasznie mi się podoba Twój styl pisania tego bloga (a ostatnie poprawki techniczne są super!). Serdecznie pozdrawiam z Kalabrii, gdzie mieszkam już czwarty rok 🙂

    Moje zwłoszczenia, które wprost uwielbiam:
    1. SPOKÓJ. Zwolnienie, takie wewnętrzne uspokojenie. Ostatnio, gdy byłam w Polsce, mój dziadek długo mi się przyglądał, próbując uchwycić, co się we mnie zmieniło 😀 i ostatecznie doszedł do wniosku, że jestem taka… spokojniejsza, pewniejsza siebie, zupełnie nie nerwowa. Będąc z przyjaciółką w restauracji, czekałam na główne dania (po przystawce, więc przecież nie umrę) “con calma”, rozmawiając, popijając winko, podczas gdy ona już chciala robić awantury itp. Ludzie widzą tą zmianę, haha 🙂

    2. CELEBROWANIE SMAKÓW. Kiedyś nie znosiłam kuchni, gotowania, uważałam to za ciężki obowiązek i mordęgę i unikałam jak mogłam. Najchętniej jadłabym pigułki bez całego tego zamieszania z szykowaniem, zmywaniem itd. Dobrze, że mój mąż kocha gotować. Ale teraz… Kurczę no mam takie dni, że kiedy na oliwę extra vergine wrzucę czosnek i cebulę to już odlatuję od zapachu, dodam pomidory, podleję winem, dorzucę alici… mmmmm… Cudowne danie przygotuję w 30 min. do tego kieliszek schłodzonego wina, potem owoc, na koniec espresso – bajka! 🙂 No i jak po południu mam dość wszystkiego, to zawsze mogę się zamyślić: “Cosa mangiamo statera?” 😉

    Nad kolejnymi punktami już muszę się dłużej zastanowić, więc chyba te dwa są najważniejsze 🙂
    Pewnie dodatkowe to – z konieczności – przyzwolenie na to, że nie mam kontroli nad: załatwianiem spraw szybko, naprawianiem usterek, chyba, że sama to zrobię, itp. Ale jak już słyszę historie, że na lotnisku w Lamezii Polacy burzą się, bo zabrakło samochodów, które zarezerwowali przez internet, a Włosi po wyczerpaniu “argumentów” proponują jako ostatnią szansę: “Andiamo a caffe?” to już mnie to rozbawia 😉

    Całusy!
    Weronika (tylko mi się nie czepiaj nicka! 😉 )

    • Reply
      Och!Milano
      6 lipca, 2017 at 3:20 pm

      Vera! Haha, spokojnie nick jest naprawdę spoko 😉 Ale pięknie to napisałaś ! Z tym spokojem całkowicie się z Tobą zgadzam. Czuję to po sobie, jak rozmawiam z moją siostrą przez telefon. Bardzo łatwo wytrącić ją z równowagi, a ja mam totalny chill. Kiedyś taka nie byłam 😉 Strasznie się cieszę, że Ci się tu podoba, mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej <3

      • Reply
        Vera
        28 lipca, 2017 at 9:30 am

        Zostanę 🙂 :*

  • Reply
    Ania - podsloncemitalii.pl
    5 lipca, 2017 at 12:38 pm

    I pomyśleć, że kiedyś nie jadłam po godzinie 18:00 … We Włoszech zabawa po 18:00 dopiero się rozkręca, a kulminacja następuje w okolicach 21:00.

    • Reply
      Och!Milano
      6 lipca, 2017 at 3:21 pm

      A jak wychodzicie z mężem to na którą rezerwujecie stolik? Albi jak mnie zabiera o 21:30 na kolację to już wtedy jest ze mną gorzej, ale potrafię się opanować. Nie to, co kiedyś;)

      • Reply
        Ania - podsloncemitalii.pl
        6 lipca, 2017 at 3:41 pm

        Kiedyś rezerwowaliśmy na 21:00, zanim jeszcze poznałam męża zdarzyło mi się jeść po seansie w Anteo grubo po 22:00. Od kiedy mamy córkę, wszystko wywróciło się do góry nogami. W czerwcu obchodzliśmy rocznicę ślubu, udało nam się wyrwać na kolację tylko we dwoje – szybki aperitif i stolik zareserwowany na 19:00…Hehehe, byliśmy tylko my i turyści, Mediolańczycy zaczęli się schodzić w oklicach 21:00. Coś za coś 😀

  • Reply
    Sabina Trzęsiok-Pinna
    5 lipca, 2017 at 3:46 pm

    Jak to się mówi, z kim się zadajesz, takim się stajesz. Osobiście też nie lubię tego italianizowania się, ja tam zresztą podkreślam swoją polskość. Raz mi się zdarzyło słyszeć w Lidlu dwie Polki i kiedy usłyszały, że i ja zwracam się po polsku do córki, przestawiły się na włoski. Może się bały, że je zagadam, czy ja wiem :).

    • Reply
      Och!Milano
      6 lipca, 2017 at 3:23 pm

      Kocham moją polskość i nigdy się jej nie wyrzeknę 😉 A z tymi Polkami to też zdarzały mi się takie sytuacje. Spuszczam zasłonę miłosierdzia. Ale to musi być ciekawe doświadczenie uczyć Twoje dziewczynki dwóch języków naraz 😉

  • Reply
    Nika
    6 lipca, 2017 at 11:42 am

    “Wiem to pomogę” <3 sama od zawsze wyznaję tę zasadę, dlatego we Włoszech czuję się "jak w domu" 🙂 aa jakie to prawdziwe – spytaj o drogę jednego Włocha a udzieli się 20. innych i jeszcze zaczną dyskusję co warto zobaczyć w danym mieście, gdzie i co zjeść itd.

    Włoskie śniadania też udało mi się pokochać (mimo, że zjedzona rano jajecznica z pomidorami i szczypiorkiem zawsze będzie moim numerem jeden :D)

    Pozdrawiam,

    Dominika 😉

    • Reply
      Och!Milano
      6 lipca, 2017 at 3:26 pm

      Wow! A skąd bierzesz szczypiorek? U mnie wyprawa po szczypiorek jest jak eskapada w programach podróżniczych National Geographic 😀

  • Reply
    Paulina | Po Prostu Włoski
    7 lipca, 2017 at 8:33 am

    bardzo mi się spodobał Twój wpis i od siebie mogę dodać, że ja przeszłam trochę odwrotną zmianę bo przeprowadziłam się do Polski i przeszłam proces “spolszczenia” albo “oditalianizacji” 🙂 najtrudniej było mi przyzwyczaić się do polskich śniadań i polskiego jedzenia, dlatego mimo wszystko trzymam się nadal kuchni włoskiej w moich jadłospisach 🙂 A wracając do Włoch na wakacje teraz najprędzej zauważam różnicę właśnie w otwartości ludzi do innych. Wcześniej, mieszkając we Włoszech, jakoś nie zwracałam na to uwagi, to była norma, że rano w barze ktoś obcy do Ciebie zagaduje i każdy z każdym rozmawia. W Polsce każdy gania z miejsca na miejsce, a jak na ulicy Cię potrąci to nawet nie zerknie żeby sprawdzić czy nic się nie stało… czytając Twój wpis trochę mi tęskno za Italią

    • Reply
      Och!Milano
      8 lipca, 2017 at 7:37 am

      Dieta włoska też mi bardzo odpowiada, bo moj metabolizm przyspieszył jak szalony. Mieszkając w Polsce też pewnie byłabym wierna kilku nawykom ? Z tym pośpiechem to czasami rożnie bywa, w Medio tez wielu pędzi ? A moze wakacje w Italii? ??

  • Reply
    Ruda
    20 listopada, 2017 at 10:49 am

    W czasie ostatnich wakacji na Sycylii (z 5-letnim synkiem) poszliśmy o 21.00 na pizzę (dziecko spało popołudniu, więc nie było jeszcze senne). Siedzieliśmy na zewnątrz, wokół noc i mnóstwo ludzi, a mój syn pyta: Mamo, dlaczego oni tu tak późno jedzą kolacje? Przecież trzeba już iść spać 🙂

    • Reply
      Och!Milano
      21 listopada, 2017 at 7:59 am

      Haha, no wlasnie! Na Poludniu tym bardziej takie widoki zadziwiają, bo niektórzy zaczynaja biesiadę o 23 ?

Leave a Reply

Wordpress Social Share Plugin powered by Ultimatelysocial